poniedziałek, 21 lutego 2011

20.02.2011

No to jestem-Ania w USA.
Za namowa Olgi oraz ku radosci okna postanowilam opisywac od czas do czasu gdzie jestem i co robie. Na samym wstepie podkresle, ze przyjechalam tu sama i to czego nie zapamietam, opisze badz uwiecznie na fotkach przadnie.
Brak kompana podrozy wywolywal przed wyjazdem wiele emocji (co juz w samolocie okazalo sie totalnie nie potrzebne)
Juz sam samolot,ten docelowy do NY,  dal mi do zrozumienia, ze Stany to nie Europa. Olbrzymia maszyna, wielu pasazerow i gorace posilki uswiadomily mi , ze to co zobacze po wyladowaniu bedzie .... duze :).NY z lotu ptaka wygladal niesamowicie, port,ocean i miliony swiatelek.
Po odebraniu bagazu i rozmowie z konsulem (ktory stwierdzil , ze basket jest raczej slabym sportem i dziwi sie, ze przebylam taka droge aby ucieszyc wzrok i serce prawdziwym meczem ) kupilam (pamietajac o najdrozszych kruszynach) camele oraz cole wydajac swoje pierwsze 20 baksow.Juz Pan w kiosku dal mi przedsmaczek amerykanskiego szalu. Pierwszy camel spalony z Joem smakowal inaczej-przyznam sie szczerze,ze  lepiej :)

Przed lotniskiem kolejka zoltych taksowek,wielkich terenowych  fur ,typowo filmowych limuzyn(przerobione Hamery to raczej codziennosc) oraz niekonczacy sie trafik ;). SZybko zatracilam kontrole gdzie jestem N. Jearsy or NY ? Jadac samochodem, oczywiscie automatem, nie moglam wyksztusic z siebie ani slowa ogladajac przez okienko moje wymarzone miasto :)....

5 komentarzy:

  1. 3ka i luv U ! ! ! waiting 4 mo stories !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. ŁOoooł Ania pisz pisz, kiedyś to oprawimy w okładki i wydamy :D pokaż nam Polaczkom jak sie robi kariere w USA :D

    OdpowiedzUsuń
  4. ee cos sie zpsulo na blogersie

    OdpowiedzUsuń
  5. nie wierze ze ty tam jestes!!!!

    OdpowiedzUsuń